5 mitów dietetycznych. A Ty w które wierzysz? Część II

Czas na drugą odsłonę najpopularniejszych mitów dietetycznych. Zachęcam do sprawdzenia, czy wciąż nie wierzysz w któryś z nich!

Część pierwsza czeka na Ciebie tutaj: 5 mitów dietetycznych. Owoce tylko do południa, kolacje do 18:00…

Chcesz ważyć mniej? Jedz mniej!

To bardzo popularne stwierdzenie, któremu wiarę dawało wielu z nas. Jeśli chcemy pozbyć się zbędnych kilogramów, zakładamy, że trzeba sobie dostarczać mniej kalorii w ciągu doby.

Choć dieta redukcyjna wiąże się ze zmniejszeniem bilansu kalorycznego, to w gabinetach dietetyków pojawia się wiele osób, które dostają polecenie przyjmowania większej ilości kalorii na diecie niż to było przed nią, kiedy starali sobie regulować jadłospis samodzielnie. Często dopiero zwiększenie podaży kalorycznej sprawia, że masa ciała zaczyna spadać.

Jeśli nie dostarczamy organizmowi wystarczającej ilości pożywienia przez długi czas (na przykład odchudzając się na własną rękę), ten ani myśli pozbywać się tkanki tłuszczowej, a wręcz zaczyna ją gromadzić. Najprościej mówiąc, tkanka tłuszczowa jest dla niego najlepszym źródłem energii w ciężkich czasach – a za takie uważa właśnie tygodnie, kiedy nie jemy wystarczająco dużo i odżywczo. Duże ograniczenia zwolnią proces redukcji tkanki tłuszczowej zamiast utrzymać go na poziomie, który sprzyja gubieniu kilogramów.

Co ważne, spore ograniczenie kalorii na samym początku odchudzania zamyka możliwość progresji ograniczenia ich później. Innymi słowy: w trakcie prowadzenia pacjenta dietetyk nie będzie już mógł obciąć więcej kalorii z jadłospisu, jeśli już na starcie przyjęto najmniejszą możliwą ich ilość . A jak zbyt mała podaż kalorii wpłynie na samego pacjenta? Nietrudno się domyślić, że może to odbić się to późniejszym objadaniem i ciągłym głodem.

Nie jestem głodny na diecie? Jem za dużo i nie chudnę!

Z poprzednim mitem ściśle wiąże się przekonanie, że dieta, na której nie czujemy się głodni, nie może odchudzać. Chyba każdy z nas słyszał tę anegdotę: Stosuję dwie diety, bo jedną się nie najadam!

Jeśli zmniejszymy ilość kalorii w codziennym jadłospisie, organizm zareaguje głodem –  to naturalny sygnał z jego strony. Często głód sygnalizuje, że przesadziliśmy z obcinaniem kalorii albo że w nowym jadłospisie brakuje na przykład tłuszczów. Burczenie w brzuchu nie jest kluczowe do tego, byśmy czuli satysfakcję, że dieta działa!

Uczucie sytości na diecie nie powinno budzić obaw, a dobry dietetyk na pewno zbada, jak samopoczucie pacjenta i jego poczucie sytości po wprowadzeniu nowego jadłospisu. Jeśli zatem „najadamy się jedną dietą” to świetnie: tracimy kilogramy, nie tracąc przy tym dobrego humoru, który często ucieka wraz z uczuciem głodu.

Dieta musi być droga

Nie da się ukryć – za wartościowe jedzenie niejednokrotnie zapłacimy więcej niż za szybki, bezrefleksyjny posiłek. Najtańsze w marketach jest niskiej jakości mięso, produkty mączne i przetworzone. Zdrową dietę można jednak zbilansować tak, by nie ucierpiała na tym kieszeń odchudzającego się, więc czas pozbyć się przekonania, że chcąc się dobrze odżywiać, zbankrutujemy.

Najprościej jest zwiększyć udział warzyw w diecie: tych świeżych, jak i mrożonych, ostatecznie: puszkowanych. To sycące i ekonomiczne rozwiązanie. Przygotowanie całego garnka leczo nie nadszarpnie naszych portfeli. Bochenek pełnowartościowego pieczywa może i jest droższy niż ten z przetworzonej mąki, ale jego kawałek nasyci na dłużej. Soczewica i różnego rodzaju kasze stoją na podobnej półce cenowej co biały ryż i makarony, a dostarczą nam więcej składników odżywczych. Moim pacjentom układam diety tak, by w Lidlu czy Biedronce bez problemu dali sobie radę z listą zakupów ode mnie. 🙂

Warto zauważyć, że w czasie diety pozbywamy się z jadłospisu słodyczy i fast-foodów, które wyciągają z naszych portfeli spore kwoty każdego miesiąca. Podliczmy to sobie! Aspekt finansowy nie musi być wymówką przed zmianą nawyków żywieniowych. Zaoszczędzone kwoty można przeznaczyć na dobrej jakości jedzenie, co jest najważniejszą inwestycją: we własne zdrowie.

Bez suplementacji nie schudnę

Suplementy diety – jak często myślimy o tym zanim przyjrzymy się temu, co ląduje na naszych talerzach… W głowach mieszają nam reklamy, które na każdym kroku przypominają o konieczności zażycia czegoś na wzmocnienie, poprawienie nastroju czy właśnie schudnięcie. Mamy wrażenie, że powinniśmy kupić co najmniej kilka specyfików, skoro przez dwa dni wypadło nam więcej włosów niż zwykle albo kiepsko śpimy. Zażywanie suplementów wydaje się być też wspaniałą drogą dla wszystkich, którzy chcieliby w odchudzaniu pójść drogą na skróty.

Owszem, suplementy mogą okazać się pomocne, ale pamiętajmy, że powinny być uzupełnieniem zdrowego odżywiania, a nie jego zastępstwem. I mowa tutaj oczywiście o suplementacji witaminami (jeśli stwierdzono niedobór),a nie komercyjnymi specyfikami lub preparatami dla sportowców, jeśli daleko nam do regularnych treningów.

Przy odpowiednio zbilansowanej diecie większość potrzebnych składników odżywczych i witamin dostarczymy sobie z pożywieniem, stąd nie trzeba bać się o niedobory. Wyjątkiem będą tutaj witamina D i różne jednostki chorobowe, które czasami wymagają wspomagania ze strony suplementów, ale te też warto skonsultować z lekarzem i dietetykiem, zamiast robić to na własną rękę.

Podobnie rzecz ma się z odchudzaniem: pierwszym krokiem niech będzie uregulowanie jadłospisu, co często wystarcza do osiągnięcia wymarzonych efektów. Popularne zwłaszcza wśród osób aktywnych fizycznie spalacze niech będą przyjmowane dopiero po konsultacji z dietetykiem, aby nie okazały się stratą pieniędzy. Działanie niektórych termogeników jest udowodnione naukowo, ale jest to przydatne dopiero przy końcu procesu redukcji masy ciała.

Aby osiągnąć sukces w odchudzaniu, trzeba jeść określoną liczbę posiłków

Najszybciej chudnie się jedząc pięć posiłków, cztery czy trzy? Jeszcze kilka lat temu triumfy święciło jedzenie pięciu posiłków dziennie, a zaraz potem na salony dietetyczne wróciły pochwały dla uzupełniania kalorii trzy razy w ciągu dnia. Internet kipi od skrajnych sposobów na piękną sylwetkę: od intermittent fastingu, czyli postu przez około szesnaście godzin, aż po celebrycką metodę jedzenia 7-8 razy dziennie.

Czy jedzenie określonej liczby posiłków będzie skuteczne? Owszem, to nie mit. Jednak liczba ta ma być dostosowana do trybu życia pacjenta, a nie zasugerowana przez niepewne źródła.

Jak do tej pory nie ma dowodów naukowych potwierdzających skuteczność jednej określonej liczby posiłków w celu schudnięcia. Najczęściej zaleca się  jedzenie trzech do pięciu posiłków. Istotne jest skupienie się na tym, by częstotliwość posiłków pasowała do naszego trybu życia, dzięki czemu będzie łatwiej się trzymać diety.

Nie każdy zmusi się do jedzenia pięć razy dziennie co trzy godziny, z kolei dla innej osoby nawet zjedzenie trzy razy dziennie bywa problematyczne, bo taki ma styl pracy. Określenie stałej liczby posiłków pomaga osobom, które do tej pory jadały w biegu i bardzo nieregularnie. W takich przypadkach samo uregulowanie pór posiłków może przynieść efekty, a to często skutkuje wnioskiem, że „kogoś odchudziło jedzenie 5/4/3 razy dziennie”. Ja zalecam, by pacjenci w miarę możliwości zachowywali podobne pory jedzenia i odstęp czasowy około czterech godzin.

Regularne jedzenie w czasie diety jest ważne, niemniej nie powinno nam spędzać snu z powiek i budzić przerażenia, gdy niechcący pominiemy posiłek czy zjemy go o pół godziny wcześniej niż zalecił dietetyk.

Czy podczas czytania tekstu wpadły Ci do głowy inne mity dietetyczne, niż te wymienione wyżej? Pogadajmy o tym na fan page’u Maria Dietetyk!

0 komentarzy

Wyślij komentarz